Powstały po to, aby pomóc kobietom w codziennej higienie. Miały być łagodne dla skóry i zapobiegać infekcjom. Niestety okazuje się, że wiele płynów do higieny intymnej dostępnych na rynku zawiera szkodliwe składniki, które mogą prowadzić m.in. do zaburzeń płodności.
Z danych Nielsen wynika, że Polacy wydają ponad 100 mln zł rocznie na zakup płynów do higieny intymnej. Sprzedaż tych produktów rośnie z dynamiką 3-4 proc w skali roku. Niestety wiele tych specyfików, zawiera niebezpieczne składniki, które mają potencjalnie działanie rakotwórcze.
Stosowanie niewłaściwych kosmetyków do higieny intymnej lub używanie ich w nadmiarze, może zaburzać równowagę flory bakteryjnej, wywołać podrażnienia i prowadzić do infekcji pochwy. – Miejsca intymne powinniśmy traktować łagodnymi środkami myjącymi, które nie będą podrażniać delikatnej skóry. Pochwa jest wyposażona we własną, naturalną barierę ochronną, a kontakt z agresywnymi kosmetykami niepotrzebnie ją niszczy – komentuje dr Włodzimierz Sieg, ginekolog-położnik z Kliniki Leczenia Niepłodności INVICTA.
Jak w takim razie wybrać ten właściwy płyn? Wchodzę do drogerii. Kosmetyków do higieny intymnej jest tak dużo, że ciężko ocenić, czym kierować się przy ich zakupie. Pierwsza różnica, jaka rzuca się w oczy, to cena. Płyny popularnych marek kosztują nawet 15 zł, a marki własnej drogerii można kupić już za niecałe 5 zł.
Zaczynam przyglądać się składom. Dr Sieg radzi, aby wybierać środki bez sztucznych barwników i substancji zapachowych. Powinniśmy unikać tych, które w składzie mają szkodliwe parabeny, wysuszający skórę alkohol etylowy, SLS czy SLES (silnie myjące, pianotwórcze detergenty). – Wyniki prowadzonych badań sugerują negatywny wpływ ww. substancji na zdrowie okolic intymnych, niektóre wskazują także na możliwe zaburzenia płodności wynikające z nadużywania niewłaściwie dobranych preparatów do higieny – komentuje lekarz.
Biorę do ręki płyny do higieny intymnej popularnych marek. Co widzę na ich etykiecie? Szkodliwe substancje o których mówi specjalista. Na drugim miejscu w składzie SLES, czyli Sodium Laureth Sulfate – środek myjący, które może wywołać alergie, wysuszać i podrażniać skórę, a przecież kosmetyki przeznaczone stricte do higieny okolic intymnych powinny działać zupełnie odwrotnie. Na końcu składu jest również substancja zapachowa (parfum) oraz barwnik CI 42090 – błękit brylantowy. To właśnie dzięki niemu, płyn ma zachęcający do zakupu, niebieski kolor. Ten produkt kosztuje 13,49 zł za 300 ml butelkę.
Kolejny produkt popularnej marki, który kosztuje 12,49 zł (250 ml), także ma składzie SLES oraz barwnik.
Następny płyn, któremu się przyglądam jest dużo tańszy. Za 500 ml butelkę musimy zapłacić 8,19 zł. Co z tego, że dużo taniej, skoro w składzie również znajduję SLES i barwnik.
Te produkty mają na opakowaniu informacje o tym, że są przebadane, łagodne dla skóry i nie powodują podrażnień. Kłóci się to ze spisem składników na odwrocie. SLES to substancja niebezpieczna i drażniąca. Czym właściwie jest? Ten składnik odpowiada za pienienie się produktu, co przyczynia się do tego, że jesteśmy bardziej skłonni go kupić. Nic bardziej mylnego – kosmetyk wydziela więcej piany dzięki zawartym w nim chemicznym substancjom. SLES może powodować podrażnienia, alergie, przesuszenie skóry oraz rumień.
Używanie takich kosmetyków regularnie i przez długi czas może nam zaszkodzić. – Stosowanie niewłaściwych płynów do higieny intymnej może podrażnić skórę okolic rodnych. Zdrowa pochwa ma naturalnie odczyn kwaśny i zawiera znaczne ilości dobrych bakterii. Jeśli zaburzymy naturalny poziom pH pochwy, staje się ona bardziej podatna na infekcje intymne. Istnieją ponadto doniesienia o rakotwórczym działaniu wybranych substancji stosowanych w kosmetykach i ich negatywnym oddziaływaniu na płodność – ostrzega ginekolog-położnik.
Da się jednak znaleźć w sklepie produkty do higieny intymnej z dobrym składem. – Korzystne działanie mogą mieć płyny, które zawierają np. kwas mlekowy (odpowiedzialny za utrzymanie właściwego pH oznaczony na opakowaniu „lactid acid”), bakterie z grupy Lactobacillus (ograniczają rozwój patogenów i grzybów) oraz naturalne składniki jak ekstrakt z kory dębu czy z szałwii lekarskiej – komentuje dr Sieg.
Znajduję płyn, który ma aż 98,5 proc. składników pochodzenia naturalnego, a spis zawartych w nim substancji jest bardzo krótki. Produkt do tanich nie należy, bo kosztuje 14,99 zł (200 ml), ale widzę też tańsze propozycje. W moje ręce wpada płyn marki własnej drogerii, który co prawda zawiera substancję zapachową (parfum), ale nie ma szkodliwych SLS i SLES oraz barwników. Jego cena to 4,39 zł, a w butelce mieści aż 300 ml.
Znalezienie odpowiedniego kosmetyku do higieny intymnej nie jest wcale łatwe. Powinniśmy pamiętać, że wysoka cena i popularna marka to nie zawsze oznaka dobrej jakości produktu.
źródło: wp.pl
Dodaj komentarz