– Podjęliśmy decyzję, by uruchomić rehabilitację od 4 maja – poinformował w środę (29 kwietnia) premier Mateusz Morawiecki. Jak dowiedział się Rynek Zdrowia, toczą się także rozmowy Krajowej Izby Fizjoterapeutów i Naczelnej Izby Lekarskiej z resortem rozwoju dotyczące wdrożenia dla fizjoterapeutów działających komercyjnie dedykowanej im tarczy antykryzysowej.
– Aż 90 proc. fizjoterapeutów nie wykonuje obecnie swojej pracy. Już po ogłoszeniu stanu epidemicznego przeprowadziliśmy bardzo dokładne badanie ankietowe. Okazało się, że około 22 tysiące naszych koleżanek i kolegów jest pozbawionych jakiegokolwiek źródła dochodu – alarmował już 7 kwietnia w rozmowie z Rynkiem Zdrowia dr hab. Maciej Krawczyk, prezes Krajowej Rady Fizjoterapeutów.
KIF: problemy nie znikną, oczekujemy wsparcia
Fizjoterapeuci na odmrożenie działalności poczekają do 4 maja. Od tego czasu, stosując wytyczne dla funkcjonowania gabinetów fizjoterapeutycznych w systemie rehabilitacji ambulatoryjnej w trakcie epidemii COVID-19 opublikowanych przez resort rozwoju i skonsultowanych z GIS, będą mogli ponownie przyjmować pacjentów.
– Decyzja, by osoby chore i cierpiące na dolegliwości bólowe mogły od 4 maja korzystać z rehabilitacji leczniczej, była długo wyczekiwana przez fizjoterapeutów i pacjentów. Cieszy ona środowisko nie tylko w kontekście odzyskania możliwości zarobkowania, ale też powrotu do leczenia chorych, wykonywania misji, pasji – mówi Rynkowi Zdrowia Dominika Kowalczyk, rzecznik prasowy Krajowej Izby Fizjoterapeutów.
Podkreśla przy tym, że taki ruch rządu nie oznacza automatycznego zniknięcia tych problemów, które narodziły się wraz z zamknięciem gabinetów. Część z nich nadal będzie aktualna, pojawią się też nowe.
– Fizjoterapeuci zatrudnieni w dużych podmiotach boją się zmian organizacyjnych, prowadzący prywatne gabinety – mniejszej ilości pacjentów, nie tylko z powodu „koronawirusowego” strachu przed wizytami, ale chociażby przez kryzys gospodarczy, który powoduje, że wizyt komercyjnych może być mniej. Nie zapominajmy też, że wielu fizjoterapeutów już jest „na minusie” z powodu utraty możliwości generowania dochodów – stwierdza Dominika Kowalczyk.
I dodaje: – Dochodzi jeszcze kwestia wydatków na środki ochrony osobistej. Rekomendowana jest także indywidualna praca z pacjentem, która w niektórych miejscach może wymagać istotnej reorganizacji. Nowa rzeczywistość wymusi istotne zmiany m.in. na dużych podmiotach, które dziennie obsługiwały po 200, 300 osób, często rehabilitowanych na wielkopowierzchniowych, wspólnych salach. Teraz trzeba będzie zachować odstępy, przeorganizować szatnie.
Dlatego – jak zdradza rzecznik – KIF i NIL prowadzą intensywne rozmowy z resortem rozwoju, by dla fizjoterapeutów powstała „dedykowana tarcza” w obszarze komercyjnym. – Negocjujemy o możliwym wsparciu finansowym, które niwelowałoby straty – te, które już są – i przyszłe – zapowiada.
Nie będzie już tak samo
– Aby te negatywne skutki ograniczać, możemy zwrócić się do komisji socjalnej działającej przy KIF o wsparcie finansowe w związku z trudną sytuacją – przypomina z kolei Miłosz Smoliński, członek Izby i fizjoterapeuta prowadzący praktykę w Ostrowie Wielkopolskim.
Co do samych kosztów przystosowania się gabinetów i podmiotów do „koronawirusowej” rzeczywistości, rzeczniczka wypowiada się ostrożnie. – Mogą być one bardzo duże, ale też nieodczuwalne. To zależy od skali prowadzonej działalności i obecnie funkcjonujących procedur. Nie zapominajmy, że już teraz wielu fizjoterapeutów pracuje np. w rękawiczkach, jednorazowej odzieży, dezynfekuje sprzęt, umawia pacjentów tak, by nie mieli ze sobą kontaktu – tłumaczy Dominika Kowalczyk.
– Głównym wyzwaniem jest to, że niektóre działania, np. rejestracja pacjenta, mogą kosztować dużo więcej czasu i pracy. Przeprowadzenie ankiety epidemiologicznej po prostu trwa. Także więcej czasu zabierze przygotowanie gabinetu do przyjęcia następnego pacjenta – zaznacza.
Fizjoterapeuci praktycy, z którymi rozmawialiśmy, nie ukrywają, że cieszą się z odmrożenia działalności. Jeszcze przed ogłoszeniem decyzji obawy co do przyszłości ich samych, ale i pacjentów, były ogromne.
– W dobie epidemii koronawirusa ludzi nie przestały dotykać inne choroby, jak np. udary, zawały serca, wypadki komunikacyjne, nowotwory. Dzieci wciąż rodzą się z różnymi wadami. Gdyby tych oraz wielu innych pacjentów pozostawić bez możliwości dostępu do rehabilitacji, mogłyby to doprowadzić do długotrwałych lub nawet nieodwracalnych zmian – ostrzegał Miłosz Smoliński.
Obawy praktyków: mniej pacjentów, ryzyko kwarantanny
Przyznał, że fizjoterapeuci od kilku tygodni mierzą się z kryzysem, który ciężko było przewidzieć. – Proszę się nie dziwić, że czujemy się zdezorientowani. To nie tylko kwestia oceny merytorycznej, ale dużego stresu i strachu o wymiarze ekonomicznym – zaznaczał.
Teraz nastroje są inne, ale nie oznacza to, że obawy zniknęły. Warszawski fizjoterapeuta i wykładowca akademicki Zygmunt Bartosiewicz ocenia, że na razie jest za wcześnie, by cokolwiek trafnie przewidywać. – Trzeba poczekać minimum tydzień, licząc od 4 maja. Najpierw musimy się przygotować do otwarcia gabinetów, ośrodków. W przypadku prywatnych praktyk trzeba zakupić środki ochrony osobistej, dokładnie zapoznać się z wytycznymi, wprowadzić zmiany organizacyjne – mówi.
Według jego – na razie bardzo ostrożnej – oceny, z fizjoterapii będzie korzystać zdecydowanie mniej osób niż przed wybuchem epidemii koronawirusa. Z prostego powodu: obawy pacjentów dotyczące zakażenia mogą nie zniknąć, wydłuży się też czas ich obsługi. Ten potencjalny deficyt może, przynajmniej częściowo, zrekompensować dopływ „nowych” pacjentów, na co zwraca uwagę Smoliński. – Okres długiego bezruchu czy pracy w domach, które jednak nie są do tego dostosowane, powoduje, że mamy coraz więcej osób z przypadkami ostrymi. Chodzi o kręgosłup, nadgarstek, łokieć – zauważa.
Bartosiewicz dostrzega też inny potencjalny problem. – Chodzi o kwarantannę. Wiemy, że w przypadku kontaktu z pacjentem, u którego w późniejszym czasie zostanie potwierdzone zakażenie koronawirusem, fizjoterapeuta będzie musiał udać się na obowiązkową, 14-dniową izolację. Trudno ocenić, jakie będzie natężenie takich przypadków, czy nie będzie paraliżowało naszej pracy. Wystarczy przecież kontakt z dwoma zakażonymi (a później potwierdzonymi) osobami miesięcznie, by przez cały miesiąc być wyłączonym z pracy – wyjaśnia.
Miłosz Smoliński mówi: – Z danych KIF wynika, że na obecną chwilę ok. 300 fizjoterapeutów pracuje w bezpośrednim kontakcie z pacjentami zarażonymi COVID-19, a ok. 10 tysięcy w miejscach o potencjalnie zwiększonym ryzyku.
Zygmunt Bartosiewicz zwraca także uwagę na szkolenia dla fizjoterapeutów, które od połowy marca prowadzone są jedynie online. – Zdecydowana większość z nas rozwój kompetencji zawodowych opłaca z prywatnych pieniędzy. Dobrze, że choć tak możemy się doszkalać, ale bez zajęć stacjonarnych trudno będzie zdobywać nowe umiejętności praktyczne. Otwarcie gabinetów nie tylko tego problemu nie rozwiąże, ale sprawi, że potrzeba nabywania nowych umiejętności będzie jeszcze silniejsza – podsumowuje.
Czy w rękawiczkach coś wyczuję?
Tomasz Sikorski, fizjoterapeuta i wykładowca w szkole policealnej z Ciechanowa, także cieszy się z decyzji rządu, ale zwraca uwagę, że dyrektorzy szpitali (a przynajmniej szef Specjalistycznego Szpitala Wojewódzkiego w Ciechanowie, w którym pracuje), czekają na decyzje wojewodów ws. odmrożenia fizjoterapii.
– Zastanawiają się też, w jakiej formie zacząć działalność, przede wszystkim których pacjentów przyjmować najpierw, a których przekładać na później – mówi Sikorski. Po wygaszeniu tego obszaru przez szpital, został oddelegowany do pracy w tzw. kontenerze. Opowiada, że wraz z innymi fizjoterapeutami prowadzi wstępną selekcję pacjentów zgłaszających się do lecznicy – realizuje wywiady epidemiologiczne, mierzy temperaturę.
– Te zadania mam wykonywać do 8 maja. Praktyki prywatne zawiesiłem, nie pracuję w innych miejscach, by nie narażać pacjentów. Co będzie później, zobaczymy, czekam na wytyczne – wyjaśnia.
Zastanawia się, jak będzie wyglądała praca w środkach ochrony osobistej. – Czy w rękawiczkach coś wyczuję? Są takie techniki, w których czuciowe impulsy są subtelne i jednocześnie bardzo ważne. W rekomendacjach możemy przeczytać, żeby unikać dotykania okolicy oczu, ust, szyi. Jak zatem prowadzić terapię odcinka szyjnego kręgosłupa? – pyta.
Jego zdaniem po 4 maja na pewno zmieni się sporo w placówkach publicznych. – Wcześniej trzeba było wyrobić kontrakt, a najlepiej wygenerować nadwykonania. Pacjentów było bardzo dużo. Zdarzało się, że na dużej sali pracowało pięciu terapeutów na 20. chorych. Realizowano też dobrze płatne przez NFZ procedury, np. krioterapię. Teraz nowe otwarcie to ograniczy – zaznacza.
Pacjenci zapłacą więcej?
Sikorski zwraca uwagę, że – wzorem stomatologów – także fizjoterapeuci w prywatnych gabinetach mogą doliczać dodatkowe kwoty za leczenie – tak, by pokryć nakłady na środki ochrony osobistej, wydłużenie procedur. – Byłem u stomatologa już w czasie epidemii. Zapłaciłem 50 zł więcej tytułem dodatkowej ochrony – mówi.
Ogólnopolskie media pisały nawet o wyższych dopłatach m.in. „za dezynfekcję”, rzędu 100, a nawet 200 złotych. Pieniądze trzeba było przelać na konto gabinetu stomatologicznego, najczęściej jeszcze przed wizytą.
Ciechanowski fizjoterapeuta wyjaśnia, że jego koleżanki i koledzy po fachu będą musieli jakoś rozłożyć dodatkowe koszty, które się pojawią. Jak na to zareagują pacjenci – nie wiadomo. Zapytany, dlaczego zdecydował się na pracę na pierwszej linii frontu z chorymi zgłaszającymi się do szpitala i nie poszedł – tak jak niektórzy lekarze czy pielęgniarki – np. na zwolnienie lekarskie, mówi, że dla niego była to naturalna decyzja.
– Na początku się bałem, nie wiedzieliśmy, na ile taka misja jest niebezpieczna. Ale teraz strach minął. Nie czuję się jak bohater. To moja praca, taka sama, jak np. piekarzy. Oni pieką chleb, ja leczę. Nie widzę więc powodów, dla których zawody medyczne trzeba wynosić na piedestały – kończy.
źródło: rynekzdrowia.pl
Dodaj komentarz