Szef instytutu Grzegorz Juszczyk miał wysyłać do jednej z pracownic SMS-y, w których pisał, że „ma na nią taką ochotę, że mógłby jej zrobić krzywdę” i zapowiadał, że seks z nim „da mega orgazm”. Niedawno stracił stanowisko. W tle pojawiają się wątpliwości wokół przetargu na budowę nowej siedziby instytutu — pisze „Gazeta Wyborcza”.
Odwołany już dyrektor Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny (NIZP-PZH) Grzegorz Juszczyk jest absolwentem Uniwersytetu Jagiellońskiego, doktorem habilitowanym nauk o zdrowiu i specjalistą w dziedzinie zdrowia publicznego. Swoją funkcję, decyzją ówczesnego ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła, pełnił od września 2017 r.
Wątpliwości wokół przetargu
Powiększony za rządów Juszczyka instytut potrzebował nowej siedziby, ponieważ budynek, w którym obecnie mieści się NIZP-PZH, jest pod ochroną konserwatora zabytków i nie da się w nim przeprowadzić wszystkich remontów koniecznych dla funkcjonowania laboratoriów z nowoczesną aparaturą. Nowa siedziba ma powstać w Warszawie i kosztować ok. 300 mln zł.
Rząd planował, że inwestycję sfinansuje ze środków KPO, jednak ich dopływ jest zamrożony z powodu uwag Unii Europejskiej wobec praworządności w Polsce.
Przetarg na program funkcjonalno-użytkowy dla nowej siedziby dotyczył tylko dwóch, a nie, jak zwykle, trzech etapów realizacji zamówienia. Wycena przysłana przez jedną z firm była rażąco niska.
„Gazeta Wyborcza”, powołując się na swoje źródła, sugeruje, że twórcom przetargu chodziło o to, by jego wartość nie przekroczyła 957 tys. zł netto. W takim przypadku należałoby zastosować procedury unijne, a nie krajowe, co wiązałoby się z koniecznością wyznaczenia dużo dłuższych terminów.
Ostatecznie w ogłoszonym 11 marca br. przetargu wzięła udział tylko jedna firma — Industria Project z Gdańska. Jej oferta nieznacznie przekroczyła próg, który uruchamia unijne procedury. Jak pisze „Wyborcza”, w instytucie powstał konflikt. Dział zamówień publicznych chciał unieważnienia przetargu i rozpisania nowego. Dyrektor NIZP Grzegorz Juszczyk stanął jednak po stronie działu inwestycji, który nalegał na zawarcie umowy z Industria Project. W imieniu instytutu podpisała ją Anna Dela, pełnomocniczka dyrektora ds. operacyjnych.
„Buziaki” i „mega orgazm” w SMS-ach
— Od tego czasu miałam w pracy coraz więcej kłopotów. Zgłosiłam dyrektorowi, że nie chcę podpisywać dokumentów związanych z kolejnymi przetargami związanymi z budową już na naprawdę wielkie pieniądze. Chyba że on zgodzi się, by te przetargi zostały objęte parasolem antykorupcyjnym. Wtedy wszystko odbywa się za wiedzą CBA. Dyrektor Juszczyk nie zgodził się jednak na parasol antykorupcyjny – mówi „Wyborczej” Dela.
Dodaje, że atmosfera wokół niej była coraz gęstsza. Wcześniej, po długich staraniach, udało jej się zajść w ciążę. Doradzono jej pójście na zwolnienie lekarskie. Potem dostała wiadomości od kierowniczki gabinetu dyrektora Izabeli Jastrzębskiej, by „posypała głowę popiołem” i przeprosiła Juszczyka. Dzięki temu miała dostać zielone światło do powrotu do pracy. Dela odmówiła.
1 sierpnia złożyła w sądzie pracy pozew, w którym poskarżyła się na nierówne traktowanie i molestowanie seksualne przez Juszczyka. Jak mówi w rozmowie z „Wyborczą”, dyrektor pisał do niej wcześniej niedwuznaczne i manipulacyjne SMS-y. W jednej z wiadomości pojawiła się treść, że „ma na nią taką ochotę, że mógłby jej zrobić krzywdę”. Innym razem, że seks z nim „dałby jej kosmiczne podniecenie” i „mega orgazm”. Inny SMS: „przesyłam ci buziaka zaczynającego się na jednych wargach, a kończącego na drugich”. Albo: „nie wiesz, gdzie dotknie, poliże, jak szybko, jak wolno, jak mocno… dostaniesz. Nie jeden raz”.
Anna Dela zawiadomiła, że doświadczała w pracy także poniżania. Była zmuszana do prowadzenia zajęć na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Szef skłonił ją do zastąpienia go przez cały rok akademicki — bez umowy na zastępstwo i wynagrodzenia.
— Straszył mnie, że będę niszczona, jeżeli komuś o tym wszystkim powiem. To zresztą ma teraz właśnie miejsce – mówi Dela. Jak twierdzi, Juszczyk rozpowiada teraz w środowisku, że to ona próbowała go uwieść.
Gdy kobieta weszła w stały związek, Juszczyk miał zacząć być nieuprzejmy, a kiedy zaszła w ciążę, szykany ze strony dyrektora miały się tylko zwiększyć.
Dyrektor odwołany, ale zdążył zwolnić pracowniczkę
Anna Dela przesłała kopie pozwu przeciw Juszczykowi do jego przełożonych — ministra zdrowia Adama Niedzielskiego i wiceministra Waldemara Kraski. Władze resortu zdecydowały się odwołać dyrektora NIZP-PZH.
W związku z pojawiającymi się zarzutami wobec dyrektora NIZP-PZH i złożonym pozwem, minister zażądał w trybie pilnym wyjaśnień od dyrektora Instytutu. Po ich złożeniu minister zdecydował o odwołaniu dyrektora, uznając, że do czasu wyjaśnienia tej sytuacji na drodze sądowej dyrektor nie powinien piastować swojego stanowiska — napisało Ministerstwo Zdrowia w piątek w odpowiedzi na pytania „Wyborczej”.
Wcześniej Juszczyk zdążył jednak dyscyplinarnie zwolnić Delę. 10 sierpnia otrzymała ona wypowiedzenie, mimo że była w ciąży i przebywała na zwolnieniu lekarskim. Wśród zarzutów wobec pracowniczki znalazło się podważanie opinii szefowej działu inwestycji, korzystanie z narzędzi służbowych do celów prywatnych, a także narażenie na szwank wizerunku NIZP-PZH poprzez udostępnienie w mediach społecznościowych zdjęć w „skąpym bikini”.
Sam Grzegorz Juszczyk nie chciał rozmawiać z „Gazetą Wyborczą” na temat przetargu i okoliczności zwolnienia Anny Deli.
źródło: onet.pl
Dodaj komentarz